Jest już rano, choć za oknem pochmurno, a w pokoju ciemno. Dzwoni budzik i woła: "Czas wstawać! Jest już rano. Poniedziałek."
Ledwo zwlekam się z łóżka. Idę przygotować ubrania do wyjścia dla siebie i dzieci. Zaraz po tym zaczynam je budzić, najpierw synka. Córki już nie muszę, bo gdy tylko słyszy mój głos wstaje sama i woła: "mama!", po czym wtula się w moje ramiona.
Jak to jest, gdy przychodzi weekend, dzieci wstają z samego rana, a w tygodniu, zwłaszcza w poniedziałek, nie można ich zgonić z łóżka?
Za 4. podejściem synek podniósł głowę. Gdy mówię mu, żeby ubrał się, natychmiast mówi jak to on źle się czuje. "Mamo bolą mnie nogi, ręce, głowa, nawet serce mnie boli, o tu pod skórą." Sama nie wiem czy mu wierzyć, czy nie, bo wieczorem miał lekko podwyższoną temperaturę. Ale to nie była gorączka.
W końcu mówię do niego: "Synku, ale powiedz mi prawdę, czy tak mocno Cię to wszystko boli?" On na to: "Mamo tylko szyja mi trochę boli jak ruszam głową."
Synek nadal nie chce wstać i ubrać się. Ja na to: "Dobra, wybieraj. Albo idziesz do przedszkola, gdzie będziesz się bawił z kolegami, albo jak jesteś tak bardzo chory to zostajesz w domu i leżysz cały dzień w łóżku." I wiecie co synek na to ?
"Mamo już wybrałem. Idę do przedszkola."
Teraz pora na moją małą czarną, śniadanie i wyjście z maleństwem na zakupy w ten pochmurny, mokry i szary poniedziałek.
Dzieci są słodkie, tylko trzeba do nich trochę cierpliwości..
OdpowiedzUsuńDużo cierpliwości :)
Usuń