czwartek, 14 stycznia 2016

Jeszcze odprowadzę synka do przedszkola...

Inspiracją dla tego wpisu był konkurs organizowany na jednym z portali parentingowych. Postanowiłam opisać tu swoją historię. 


A było to tak:


To była moja druga ciąża...Wiedziałam już z doświadczenia, że skurcze nie muszą być wcale regularne i występować co 5 minut...

Skurcze zaczęły się wieczorem. Raz były co 10 minut, innym razem co 40. Jeszcze rano byłam u swojej lekarza prowadzącej, która powiedziała, że jeśli za tydzień nie urodzę to weźmie mnie do szpitala. Także miałam jeszcze trochę czasu ;)

W nocy skurcze były coraz bardziej bolesne, choć nadal nieregularne. Każde wyjście do toalety powodowało niesamowity ból, a zarazem strach. Jeszcze nigdy mnie tak nie bolało. Około 3 nad ranem postanowiłam iść się wykąpać. Pomogło. Ból powoli znikał. Ulżyło mi, bo przecież trzeba było jeszcze zaprowadzić synka na 6 rano do przedszkola i wtedy mogę już rodzić!

To był moja największa obawa jeszcze w ciąży. Co zrobimy z synkiem jak zacznę rodzić w środku nocy? Dziadkowie mieszkają daleko, nie zdążyli by przyjechać. Dookoła żadnej rodziny. A znajomi wiadomo. Praca, praca, praca...

I spełnił się mój koszmar.

O 3:40 stwierdziłam, że już nie wytrzymam. Co teraz z synkiem? Tylko o to się martwiłam. Mąż mówił, żebym zadzwoniła do sąsiadki. Nie odbierała. Zdenerwowałam się trochę. Zaczęłam powoli ubierać się. Słyszę, że oddzwania. Ucieszyłam się niesamowicie! Jeszcze zanim Mąż zaprowadził synka na górę, okazało się, że poprzedniego dnia zostawili kurtkę w przedszkolu. Ja do połowy zgięta zaczęłam przetrzepywać szafę w poszukiwaniu kurtki zastępczej, bo wiadomo, faceci nie wiedzą gdzie co jest i w co ubrać dziecko ;)

O 4 rano siedziałam już w samochodzie. Każda dziura i koleina to był istny koszmar!

Bardzo szybko zostałam przyjęta do szpitala. Pojechaliśmy na oddział, a tam cicho, głucho, nikogo nie ma. Pojawiła się salowa, która obudziła położną. Ta powoli kazała  położyć mi się do badania i nagle....zaczęła uwijać się jak w mrowisku i mówi: "Dziewczyno, Ty już rodzisz! Możesz dotknąć główki." Wystraszyłam się i nie chciałam tego zrobić.


O 4:45 było już po wszystkim. Urodziła się zdrowa i silna dziewczynka. I tak jest do dziś. Gdybym jeszcze trochę poczekała z wyjazdem do szpitala - urodziłabym w domu. Tak powiedziała położna. Dobrze, że szpital był tak blisko.

Mąż zdążył jeszcze wrócić do domu i zaprowadzić synka do przedszkola na śniadanie :)

2 komentarze:

  1. Niesamowita historia :) Dobrze, że zdąrzyłaś. Ja zawsze mówiłam, że wolę dłużej w domu posiedzieć, bo jakoś w domu mniej boli ;)
    Gratuluję zdrowej córeczki :) Oby oboje rozwijali się zdrowo i szczęśliwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Oboje mało chorują tylko ja ciągle od nich coś łapię ;) A wizja porodu w domu - prawie jak na filmie ;)

      Usuń

Będzie mi miło, jeżeli zostawisz po sobie ślad :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...